Jeszcze 15 września, dzień przed wyjazdem do Włoch,
Arkadiusz Gołaś w gronie najlepszych przyjaciół dobrze się bawił,
oglądając komedię, bo zawsze był fanem kina. Zdarzało mu się w
przeszłości jeździć nawet z Częstochowy z Ignaczakiem na seanse do
Katowic czy Zabrza.
Jadąc do Włoch, auto miał prowadzić na zmianę z
żoną - Agnieszką. - Przesiadaj się, bo jestem zmęczony. Jak coś, to mnie
obudź - powiedział do niej w pewnym momencie i wkrótce zajął miejsce
pasażera. Niestety, nie obudził się już nigdy. Na autostradzie A2 w
Griffen koło Klagenfurtu samochód niespodziewanie zjechał na prawo i
uderzył w betonową podstawę ściany dźwiękochłonnej. Z tego wypadku nie
wyszedł żywy. Jego żona trafiła do szpitala, a prawdę o śmierci jej
niedawno poślubionego męża ukrywano przed nią tak długo, jak tylko się
dało.
Jego śmierć była szokiem nie tylko dla kolegów z
boiska i kibiców, ale nawet osób niezbyt interesujących się siatkówką.
Michał Winiarski przyznawał później, że nieraz łapał się na tym, że chce
automatycznie wybrać numer kolegi, którego już nie ma wśród nas. Oprócz
pogrzebu w Ostrołęce odbyło się jeszcze pożegnanie w Częstochowie,
gdzie Gołaś spędził najwięcej czasu jako siatkarz. Kibice nieśli trumnę i
śpiewali jak na meczach „Arek, Gołaś, Arek”, a w tle było słychać
dzwony. I nie pozostał zapomniany. Co roku, w rocznicę śmierci, jest
przypominany – jakim był siatkarzem i jaką osobą. Powołano także
siatkarski memoriał jego imienia, który odbywa się w Ostrołęce, w hali
nazwanej jego nazwiskiem.
X Memoriał Arkadiusza Gołasia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz